Z wielką udręką chcę poinformować, że zawieszam tego bloga. Powodów jest sporo min.to że nie mam czasu na regularne pisanie i dodawanie rozdziałów. Ale głównym powodem jest to, że to co pisze nie jest tym czym chciałam, żeby było. Zwyczajnie mi się nie podoba...
Mam nadzieję, że te nieliczne osoby, które to czytały nie mają mi tego za złe. Może kiedyś wznowię pisanie, lecz na pewno nie w najbliższym czasie.
Przepraszam :(
Our new home
niedziela, 17 maja 2015
poniedziałek, 9 marca 2015
Rozdział IV
Dlaczego Cam musi być taka impulsywna. Jeszcze przed chwilą myślałem o niej i o Brandzie, teraz mogę myśleć o jej bezpieczeństwie. Gdy wyszła na korytarz, poszedłem za nią. Powoli uspokoiłem się. Nie narysowałem run dziś rano, więc byłem z 'podstawowym wyposażeniem'. To musi wystarczyć. A no i mam jeszcze sztylet w plecaku. Właśnie w plecaku, który został w sali. Może Camille ma jakiś przy sobie. Spojrzałem na nią. Była czujna, zrobiła minę. I usłyszałem to co ona...sapanie. Niedaleko nas. Zrobiłem krok w prawo. Złapałem Ca za rękę, żeby nigdzie nie odchodziła. Ironiczne zachowanie Will. Ona walczy lepiej niż ty, pomyślałem.
Moja przyjaciółka przyspieszyła. Znaleźliśmy się na końcu korytarza. Na przeciwko nas stał tyłem demon Marabas*. Nie widział nas jak na razie. Dobrze. Mam czas by zabrać stąd Ca i zawołać pomoc. Na nieszczęście dziewczyna wyjęła sztylet za cholewki buta, wróg usłyszał to i odwrócił się. Na jego łuskowatej twarzy rozkwitł uśmiech. Patrzyła na nas przez chwile, po czym powiedział szorstkim i ochrypnięty głosem:
- Chłopcze, jesteś bardzo podobny do tego szarlatana Williama Herondala. Zbieg okoliczności czy więzy krwi. Nieważne. I tak cie zabije.- przetwarzałem to co do mnie powiedział w zdziwieniu. Nie znam żadnego Williama, a patrząc na Cam ona także. Ale ona pierwsza się otrząsnęła.
- Ja pochodzę z rodu Herondalów demonie. Mój przyjaciel i ja nie znamy osoby o której mówisz. I na pewno nikogo nie zabijesz.Jednakże odpowiedz nam na pytania. Jak się dostałeś do Idrysu? Kto ci pomógł?- demon uśmiechnął się.
- Kochanie nie bądź tego pewna.- niedokąńczywszy zdania był już przy nas. Cam ku mojemu zaskoczeniu stała jak skamieniała. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Zawsze chciała walczyć, a teraz stoi i nic nie robi. Z szybkością Nocnego Łowcy wyrwałem jej sztylet z ręki i odparłem atak ogona demona. Cicho powiedziałem 'Nahiel' i w pełni gotowy do walki stanąłem przed łuskowatym czymś. Zadałem mu kilka pchnięć i cięć. Niestety demon był szybki. Dwa razy dostałem kolcami z ogona. Musiał być w nich jakiś jad, bo ręce dziwnie zaczęły mi ciążyć. Byłem coraz wolniejszy. Do cholery, gdzie są nauczyciele gdy są potrzebni. Cam również nadal się nie ruszała.
Gdy tylko o tym pomyślałem, usłyszałem kroki i zaraz za rogu wyłonili się na czarno ubrani Łowcy. Nie mogłem już ruszać ręką. Przez moją chwilę nie uwagi, demon uderzył mnie ogonem z dużą siłą. Poczułem tylko lot i mocne uderzenie w ścianę.
* * *
O Boże, Will! Moje odrętwienie ustąpiło. Podbiegłam do przyjaciela, który był nie przytomny. Sprawdziłam czy oddycha. Miał zaróżowione policzki, krew nad wargą i płytkie rozcięcie nad brwią, mimo wszystko wyglądał pięknie, bezbronnie i Willowato. Trzymałam kurczowo głowę przyjaciela na kolanach, spoglądając co chwilę na Nocnych Łowców. Ku mojemu zaskoczeniu, nie zabito demona tylko wzywano Magnusa by spętał go czarami.
Lekko wstrząśnięta, myślałam o tym co się stało. Po pierwsze jak demon dostał się tu po pierwsze w ciągu dnia, a po drugie do Idrysu. To niemożliwe. Plus moje zachowanie. Nie pomogłam Willowi. Stałam i patrzyłam jak on walczy...i nic nie zrobiłam. A przecież on mógł się poważnie zranić lub... nawet zginąć...Nadal nie wiem czemu się nie ruszyłam. Byłam do tego przygotowana od małego. Zawsze świetnie sobie radziłam na zajęciach i teraz... nic.
Boże! Jaka ja jestem głupia i wyrywna. Mogłam zostać w tej głupiej klasie, wtedy Will także by został i nic by mu się nie stało. A teraz leży przeze mnie ranny. Cam ależ jesteś nie rozważna...On mógł zginąć... Mojego najlepszego przyjaciela mogło zabraknąć...przeze mnie. Oj Cam...głupia i naiwna Cam chcąca uratować świat, nie potrafi nawet obronić swojego przyjaciela...
Will otworzył oczy, swoje cudne brązowe oczy. Zamrugał dwa razy i coś wybełkotał. Przytuliłam go mocno i wyjęłam stele za paska spodni. Narysowałam iratze i zadałam mu podstawowe pytania o samopoczucie. Odpowiadał zdawkowo. Najwyraźniej nic mu się nie stało poważnego. Z ulgą przytuliłam go jeszcze raz. Tym razem w moim uścisku nie było tyle desperacji. To była ulga i radość.
_____________________________
Marabas*- przekłamanie. Demon ten został zabity przez Magnusa w "Mechanicznym księciu".
Hej ludziska!!! Z dużym entuzjazmem oznajmiam nowy rozdział! :)
+ Wiem, że jest krótki, ale naprawdę nie potrafię pisać długich notatek. Przepraszam!
Mam nadzieję, że się wam spodoba, a każdy kto przeczyta, proszę niech zostawi komentarz! To dla mnie naprawdę duża motywacja! :D
Moja przyjaciółka przyspieszyła. Znaleźliśmy się na końcu korytarza. Na przeciwko nas stał tyłem demon Marabas*. Nie widział nas jak na razie. Dobrze. Mam czas by zabrać stąd Ca i zawołać pomoc. Na nieszczęście dziewczyna wyjęła sztylet za cholewki buta, wróg usłyszał to i odwrócił się. Na jego łuskowatej twarzy rozkwitł uśmiech. Patrzyła na nas przez chwile, po czym powiedział szorstkim i ochrypnięty głosem:
- Chłopcze, jesteś bardzo podobny do tego szarlatana Williama Herondala. Zbieg okoliczności czy więzy krwi. Nieważne. I tak cie zabije.- przetwarzałem to co do mnie powiedział w zdziwieniu. Nie znam żadnego Williama, a patrząc na Cam ona także. Ale ona pierwsza się otrząsnęła.
- Ja pochodzę z rodu Herondalów demonie. Mój przyjaciel i ja nie znamy osoby o której mówisz. I na pewno nikogo nie zabijesz.Jednakże odpowiedz nam na pytania. Jak się dostałeś do Idrysu? Kto ci pomógł?- demon uśmiechnął się.
- Kochanie nie bądź tego pewna.- niedokąńczywszy zdania był już przy nas. Cam ku mojemu zaskoczeniu stała jak skamieniała. Nie spodziewałem się takiej reakcji. Zawsze chciała walczyć, a teraz stoi i nic nie robi. Z szybkością Nocnego Łowcy wyrwałem jej sztylet z ręki i odparłem atak ogona demona. Cicho powiedziałem 'Nahiel' i w pełni gotowy do walki stanąłem przed łuskowatym czymś. Zadałem mu kilka pchnięć i cięć. Niestety demon był szybki. Dwa razy dostałem kolcami z ogona. Musiał być w nich jakiś jad, bo ręce dziwnie zaczęły mi ciążyć. Byłem coraz wolniejszy. Do cholery, gdzie są nauczyciele gdy są potrzebni. Cam również nadal się nie ruszała.
Gdy tylko o tym pomyślałem, usłyszałem kroki i zaraz za rogu wyłonili się na czarno ubrani Łowcy. Nie mogłem już ruszać ręką. Przez moją chwilę nie uwagi, demon uderzył mnie ogonem z dużą siłą. Poczułem tylko lot i mocne uderzenie w ścianę.
* * *
O Boże, Will! Moje odrętwienie ustąpiło. Podbiegłam do przyjaciela, który był nie przytomny. Sprawdziłam czy oddycha. Miał zaróżowione policzki, krew nad wargą i płytkie rozcięcie nad brwią, mimo wszystko wyglądał pięknie, bezbronnie i Willowato. Trzymałam kurczowo głowę przyjaciela na kolanach, spoglądając co chwilę na Nocnych Łowców. Ku mojemu zaskoczeniu, nie zabito demona tylko wzywano Magnusa by spętał go czarami.
Lekko wstrząśnięta, myślałam o tym co się stało. Po pierwsze jak demon dostał się tu po pierwsze w ciągu dnia, a po drugie do Idrysu. To niemożliwe. Plus moje zachowanie. Nie pomogłam Willowi. Stałam i patrzyłam jak on walczy...i nic nie zrobiłam. A przecież on mógł się poważnie zranić lub... nawet zginąć...Nadal nie wiem czemu się nie ruszyłam. Byłam do tego przygotowana od małego. Zawsze świetnie sobie radziłam na zajęciach i teraz... nic.
Boże! Jaka ja jestem głupia i wyrywna. Mogłam zostać w tej głupiej klasie, wtedy Will także by został i nic by mu się nie stało. A teraz leży przeze mnie ranny. Cam ależ jesteś nie rozważna...On mógł zginąć... Mojego najlepszego przyjaciela mogło zabraknąć...przeze mnie. Oj Cam...głupia i naiwna Cam chcąca uratować świat, nie potrafi nawet obronić swojego przyjaciela...
Will otworzył oczy, swoje cudne brązowe oczy. Zamrugał dwa razy i coś wybełkotał. Przytuliłam go mocno i wyjęłam stele za paska spodni. Narysowałam iratze i zadałam mu podstawowe pytania o samopoczucie. Odpowiadał zdawkowo. Najwyraźniej nic mu się nie stało poważnego. Z ulgą przytuliłam go jeszcze raz. Tym razem w moim uścisku nie było tyle desperacji. To była ulga i radość.
_____________________________
Marabas*- przekłamanie. Demon ten został zabity przez Magnusa w "Mechanicznym księciu".
Hej ludziska!!! Z dużym entuzjazmem oznajmiam nowy rozdział! :)
+ Wiem, że jest krótki, ale naprawdę nie potrafię pisać długich notatek. Przepraszam!
Mam nadzieję, że się wam spodoba, a każdy kto przeczyta, proszę niech zostawi komentarz! To dla mnie naprawdę duża motywacja! :D
wtorek, 10 lutego 2015
Rozdział III
Will... Will... Will ty debilu. Podejdź do niej. Jeszcze chwila i Brand wypali w niej dziurę tymi swoimi maślanymi oczami. Ale oczywiście ja głupi nadal stoję pięć metrów od Niej i nie potrafię tam podejść.
Słuch mnie myli ... błagam. Przecież Brand nie mógł zaprosić jej na randkę. Znają się tyle lat, a on w tym roku, w którym ja miałem jej wszystko wyznać, zaprasza ją na cholerną rankę. Will spokojnie. Podejdź tam i przerwij to. Ruszam. Robię dwa kroki i widzę jak Brand całuję ja w policzek. Cholera! Brand! Nie żyjesz ty..!
Cam się odwraca. Zauważa mnie i macha.
- Will!
- O hej! Nie widziałem cię.- Silę się na spokojny ton i przepraszający uśmiech. Mam wrażenie, że wyglądam sztucznie.
- Will, dobrze się czujesz? Wyglądasz jakoś dziwnie...- Cam miała taki zatroskany wyraz twarzy, że nie mogłem jej powiedzieć, że nie.
- Cam czuję się świetnie, nie widzisz mojego szczerego i cudownego uśmiechu ?- Zapytałem i sztucznie uśmiechnąłem się od ucha do ucha. Dziewczyna widząc to uśmiechnęła się i walnęła mnie żartobliwie w ramię.
Szliśmy na Naukę o innych wymiarach. Musiałem więc iść obok Camille przez dobre pięć minut ramię w ramię, bo sala była w drugim skrzydle. W innym przypadku cieszyłby się, ale nie teraz, gdy co chwilę miałem przed oczami Branda i Ca i brak odległości między nimi i ten pocałunek. Cholera. Prawię się wywaliłem. Musiałem krzywo stanąć. Moja przyjaciółka złapała mnie za ramię i podtrzymała. Znowu spytała czy na pewno nic mi nie jest, bo jeśli tak to zaprowadzi mnie do pielęgniarki.
Szczerze zastanawiałem się nad tym czy nie powiedzieć jej tego co do niej czuję. Otworzyłem usta i ... wydał się z nich głuchy dźwięk. A potem z rezygnacją powiedziałem jeszcze raz, że naprawdę nic mi nie jest. Już w ciszy szliśmy do sali.
* * *
Najpierw Brand zaprasza mnie na kolację, a potem Will dziwnie się zachowuje. Chociaż dziwnie to niewłaściwe słowo. Jeszcze chyba nigdy William nie milczał tyle co dziś. Naprawdę zaczynam się o niego martwić. Pogrążona w myślach siedziałam na trzeciej ławce od ściany, a za mną Will, który co chwilę wzdychał. Zaczęło mnie to powoli irytować. Wujek Magnus mówił coś o tym, że w wymiarze demonów musieli być alter nocni łowcy. Ale szczegółów na razie nie znamy. Słuchałam jednym uchem.
Zadzwonił dzwonek. Dziwny dzwonek. Takie sygnały oznaczały zazwyczaj próbną ewakuację. Spojrzałam na czarownika. Był zdziwiony. To nie oznacza nic dobrego. Wstałam powoli, inni robili tak samo, grupa uczniów już szła do drzwi. Wujek cofnął wszystkich wyszedł na przód i powoli sprawdził co się dzieje. Katem oka zobaczyłam ruch za ścianą. Pierwsza myśl była iż to po prostu jakiś nastolatek, który wyszedł z grupy. Ale jaki uczeń ma ogon i niebieską łuskowatą skórę. Poczułam jak ktoś mnie łapię za łokieć. Odwróciłam się z tyłu stał Will. Był zaniepokojony.
Skierowałam wzrok na wyjście. Magnus stał przy tablicy i gorączkowo patrzył się w ekran telefonu. Działo się coś złego. Muszę dowiedzieć się co. Przepchałam się łokciami pomiędzy uczniami. Znalazłam się na korytarzu. Za sobą usłyszałam siarczyste przekleństwa. Mój przyjaciel stał u mojego boku i coś mówił. Wyłapałam słowo nieodpowiedzialna, bezmyślna i coś o pomocy.
Moje zmysły były na wysokich obrotach. Ale i tak słyszałam tylko to co działo się w klasach... i sapanie... nie ludzkie sapanie.
________
Przepraszam za błędy, ale nie miałam czasu tego sprawdzić.
Rozdział raczej krótki, ale coś się zaczyna dziać. Przyjemnej lektury :D
Słuch mnie myli ... błagam. Przecież Brand nie mógł zaprosić jej na randkę. Znają się tyle lat, a on w tym roku, w którym ja miałem jej wszystko wyznać, zaprasza ją na cholerną rankę. Will spokojnie. Podejdź tam i przerwij to. Ruszam. Robię dwa kroki i widzę jak Brand całuję ja w policzek. Cholera! Brand! Nie żyjesz ty..!
Cam się odwraca. Zauważa mnie i macha.
- Will!
- O hej! Nie widziałem cię.- Silę się na spokojny ton i przepraszający uśmiech. Mam wrażenie, że wyglądam sztucznie.
- Will, dobrze się czujesz? Wyglądasz jakoś dziwnie...- Cam miała taki zatroskany wyraz twarzy, że nie mogłem jej powiedzieć, że nie.
- Cam czuję się świetnie, nie widzisz mojego szczerego i cudownego uśmiechu ?- Zapytałem i sztucznie uśmiechnąłem się od ucha do ucha. Dziewczyna widząc to uśmiechnęła się i walnęła mnie żartobliwie w ramię.
Szliśmy na Naukę o innych wymiarach. Musiałem więc iść obok Camille przez dobre pięć minut ramię w ramię, bo sala była w drugim skrzydle. W innym przypadku cieszyłby się, ale nie teraz, gdy co chwilę miałem przed oczami Branda i Ca i brak odległości między nimi i ten pocałunek. Cholera. Prawię się wywaliłem. Musiałem krzywo stanąć. Moja przyjaciółka złapała mnie za ramię i podtrzymała. Znowu spytała czy na pewno nic mi nie jest, bo jeśli tak to zaprowadzi mnie do pielęgniarki.
Szczerze zastanawiałem się nad tym czy nie powiedzieć jej tego co do niej czuję. Otworzyłem usta i ... wydał się z nich głuchy dźwięk. A potem z rezygnacją powiedziałem jeszcze raz, że naprawdę nic mi nie jest. Już w ciszy szliśmy do sali.
* * *
Najpierw Brand zaprasza mnie na kolację, a potem Will dziwnie się zachowuje. Chociaż dziwnie to niewłaściwe słowo. Jeszcze chyba nigdy William nie milczał tyle co dziś. Naprawdę zaczynam się o niego martwić. Pogrążona w myślach siedziałam na trzeciej ławce od ściany, a za mną Will, który co chwilę wzdychał. Zaczęło mnie to powoli irytować. Wujek Magnus mówił coś o tym, że w wymiarze demonów musieli być alter nocni łowcy. Ale szczegółów na razie nie znamy. Słuchałam jednym uchem.
Zadzwonił dzwonek. Dziwny dzwonek. Takie sygnały oznaczały zazwyczaj próbną ewakuację. Spojrzałam na czarownika. Był zdziwiony. To nie oznacza nic dobrego. Wstałam powoli, inni robili tak samo, grupa uczniów już szła do drzwi. Wujek cofnął wszystkich wyszedł na przód i powoli sprawdził co się dzieje. Katem oka zobaczyłam ruch za ścianą. Pierwsza myśl była iż to po prostu jakiś nastolatek, który wyszedł z grupy. Ale jaki uczeń ma ogon i niebieską łuskowatą skórę. Poczułam jak ktoś mnie łapię za łokieć. Odwróciłam się z tyłu stał Will. Był zaniepokojony.
Skierowałam wzrok na wyjście. Magnus stał przy tablicy i gorączkowo patrzył się w ekran telefonu. Działo się coś złego. Muszę dowiedzieć się co. Przepchałam się łokciami pomiędzy uczniami. Znalazłam się na korytarzu. Za sobą usłyszałam siarczyste przekleństwa. Mój przyjaciel stał u mojego boku i coś mówił. Wyłapałam słowo nieodpowiedzialna, bezmyślna i coś o pomocy.
Moje zmysły były na wysokich obrotach. Ale i tak słyszałam tylko to co działo się w klasach... i sapanie... nie ludzkie sapanie.
________
Przepraszam za błędy, ale nie miałam czasu tego sprawdzić.
Rozdział raczej krótki, ale coś się zaczyna dziać. Przyjemnej lektury :D
The Shadowhunter Tag #1 #2
Odpowiadam na nominację Ani Szatan z bloga: http://clary-nocna-lowczyni.blogspot.com
Dziękuję :D
1. Ulubiony mężczyzna:
Will, Jace, Magnus i Jem pomiędzy nimi się nie wybiera...
2.Ulubiona kobieta:
Tessa
3. Najmniej lubiany mężczyzna:
Mistrz ( wybaczcie, ale nie pamiętam jak on się nazywa :/ )
4. Najmniej lubiana kobieta:
Inkwizytorka Imogen
5. One True Parring:
Wessa
6. Inne pary:
Clace i Charlotte&Henry
7.Dary anioła czy Piekielne maszyny:
Minimalnie wygrywają Piekielne maszyny, to przez ten wiktoriański klimat :D
8. Ulubiona książka z DA:
Miasto Niebiańskiego Ognia
9.Ulubiona książka z DM:
Mechaniczny anioł
10.Kim wolisz być Nocnym Łowcą czy Podziemnym ( jeśli Podziemnym to którym?) :
Nocny Łowca oczywiście...„Nocni Łowcy, W Czerni Wyglądacie Lepiej Niż Wdowy Naszych Wrogów od 1234”.
11. Wessa czy Jessa:
Wessa, ale zawsze było mi szkoda Jem'a :(
12.Clace, Sizzy czy Malec?:
Malec i Clace
13. Którą postacią chciałabyś być ?:
Tessą oczywiście!
14. Co obecnie czytasz ?:
Pana Tadeusza ... Biorę się czwarty raz za Mechanicznego anioła :3
1.Tworzenie runów jak Clary czy zmiennokształtność Tessy?:
Zdecydowanie tworzenie run.
2.Życie w "ruchomym domu" Sebastiana czy w Instytucie?:
Ruchomy dom xD
3.Wykorzystanie Jace'a czy Willa jako nagiego modela do narysowania?:
To cholernie trudny wybór, ale ... Will <3
4.Wziąć ślub z Willem czy Jemem?:
Wiliam... Will... Willi... Wiliam Herondale wygrałeś!!!
5.Mieć Churcha czy Prezesa Miał?
Church.
6.Żeby Jace zagrał dla ciebie na pianinie czy Jem zagrał na skrzypcach?
Chcę duet! <3
7. Być częścią Morgenstern czy Herondale ?
Herondale <3
8.Być częścią rodziny Lightwood czy Carstairs?
Cartairs!
9.Mieć rude włosy i zielone oczy czy białe włosy i czarne oczy?
Rude włosy i zielone oczy :3
10.Być najlepszą przyjaciółką Tessy czy Clary?
Najlepiej i jednej i drugiej, ale jednak Tessy... Clary wybacz ...
Nominuję każdego kto chce zrobić ten tag :D
Wszystkie informacje znajdziecie na blogu http://clary-nocna-lowczyni.blogspot.com ,
który swoją drogą bardzo polecam :D
wtorek, 27 stycznia 2015
Rozdział II
-Cześć mamo ! Cześć tato !- Krzyknęłam wchodząc na korytarz. Odpowiedziało mi ciche echo. Chwilkę później usłyszałam głos mamy. Ale nie mówiła do mnie. Wchodząc do kuchni zobaczyłam, że rozmawia przez telefon. Pewnie z babcią Jacelyn. Od kąt łączność poprawiła się w Idrysie, prawie każdy łowca ma telefon domowy. A większość nastolatków smartfony, w tym i ja.
Notatnik mamy leżał na blacie. Musiała coś rysować. Już miałam to sprawdzić, gdy mama powiedziała coś do babci i rozłączyła się. Przestępowała z nogi na nogę przez moment i w końcu powiedziała.
- Camille, Jacelyn dzwoniła i zaprosiła nas na obiad. Mam nadzieję, że nie umówiłaś się z Willem albo Lili. Babcia bardzo chciała byśmy zebrali się wszyscy.
- Spoko, nie mam nic w planach.- Uśmiechnęłam się.- A widziałaś może gdzieś tatę?
- Jace jest w ... widziałam go przed chwilą w kuchni. Potem zadzwoniła babcia, nawet nie zauważyłam kiedy wyszedł. Idź go poszukaj w zbrojowni. Nie, albo w salonie, szukał jakiś nut.
- Czyli mogę zwiedzić cały dom ? Dzięki mamo.- Zaczęłam się śmiać. A ona mi zawtórowała.
Znów wyszłam na korytarz. Mój dom jest ogromny. A jego poprawna nazwa to rezydencja Herondalów. Ma ponad 30 komnat. Tata mówi, że jest wzorowany na swoim starym domu, w którym mieszkał jeszcze ze swoim przyszywanym ojcem- Valentinem. Który był ojcem mamy. Ogólnie historia mojej rodziny jest strasznie zagmatwana.
Weszłam do salonu. Nikogo nie widać. Skoro już tu jestem to zajrzę do biblioteki na przeciwko, może tam jest mój rodzic. Zostało mi jeszcze 27 pokoi. Nie jest źle. Poszłam do zbrojowni. Jest. Tata stał tyłem do mnie. Chciałam go zaskoczyć. Cicho się skradałam. To taki nasz zwyczaj. Nigdy mi się nie udało zajść go od tyłu. Pamiętam, że jak byłam mała, raz udawał zaskoczenie. Ale jak się o tym dowiedziałam, kazałam mu to odwołać i mój wynik jest jak na razie na zero.
-Camille już wróciłaś? Szybko dziś skończyłaś.- powiedział mój ojciec, nie odwracając się.
- Och , serio? Nigdy mi się nie uda. Zrobiłam trzy kroki, a ty już wiedziałeś, że to ja.- Zaśmiał się.
- Kiedyś ci się uda. I tak idzie ci to lepiej niż rok temu. Robiłaś krok i się zdradzałaś, teraz robisz trzy. - Odwrócił się do mnie. I uśmiechnął zachęcająco.
-Taaa... Kiedyś.- Chcąc zmienić temat spytałam- Co dziś robiłeś ? Bo ja miałam interesującą lekcję sztuk walki.
-Nic, nudzę się w domu. Twoja mama czasem mi pomaga się... hmmm... rozluźnić.- uśmiechnął się zawadiacko jak to mówi moja rodzicielka.
-Tatoooo....nie...błagam...nie mów przy mnie o tym co robicie gdy jestem w szkole. O Fuuu wiedz, że popsułeś mi nastrój tym stwierdzeniem.- Mówiąc to uśmiechnęłam jakby na zaprzeczenie swoich słów. Bo tak naprawdę byłam szczęśliwa, że moim rodzicom się układa. Wiele dzieci nocnych łowców nie ma tyle szczęścia. Wracając do starego tematu- Trener dobrał nam na zajęciach pary na cały rok. Zgadnij z kim będę się musiała katować.
-Nie brzmisz na nieszczęśliwą, więc Will.- Zgadł. Z nim mogę się poprzekomarzać, ponarzekać, ale nigdy nie mogę powiedzieć, że nie będę się z nim dobrze bawić. Dodatkowym plusem jest to, że Will dorównuję mi w walce, a nawet jest równie dobry jak ja. A co najważniejsze jest moim najlepszym przyjacielem.-A jak tam wasze romantyczne schadzki, bo twój "przyjaciel" coś wspomniał.-Spytał roześmiany, a słowo przyjaciel wyraźnie zaakcentował, dając mi do zrozumienia, że on w nie nie wierzy.
-Och. On żartował. Wiesz jak to jest z nim. Nigdy nie wiesz czy jest poważny.- Dodałam błagalne- Tatooo.- na potwierdzenie słów.
-Oj Camille, Camille- on się uśmiechnął, a ja wyszłam.
* * *
- WILL!- No nie mogę, ten dom to mieszkanie wariatów. Nawet moment nie mogę posiedzieć w spokoju, we własnym pokoju.
- Czego chcesz Brand!?- darłem się tak jak on.- I żeby do ciebie dotarło. Jeśli chcesz ze mną pogadać, rusz swoje przystojne cztery litery i wejdź na górę!- Chwilę później słyszę kroki na schodach. To musi być poważna sprawa, jeśli mój kuzyn fatyguję się, żeby wejść na górę.
Mówię 'wejść' zanim jeszcze zapukał. Drzwi się otwierają. Siada na moim łóżku i czeka. W końcu się odzywa.
- Will.- Jego głos jest na tyle poważny, że zaczynam się martwić. - Czy ty i Camille macie coś do siebie. W sensie.. czy ona ci się podoba? Bo jeśli tak, to ja..ten nie..no wiesz.
Czułem się jakby ktoś mnie uderzył. Dosłownie, poczułem ból. Wiedziałem, że mam szok wypisany na twarzy. Ale to chyba jasne. Nigdy nie spodziewałbym się czegoś takiego po Brandzie. Dlaczego ? Bo to zarozumiały dupek, któremu jeszcze nigdy nie podobała się jakaś dziewczyna, tak na prawdę. Zanim zdążyłem coś odpowiedzieć znowu zaczął mówić.
-Wiem, że się przyjaźnicie, ale jeśli coś do niej czujesz, to ja, nie zacznę z nią ... kręcić. Nie masz nic przeciwko ?- Kolejne zaskoczenie.
Prawda jest taka, że jestem w niej zakochany odkąd się tylko znamy, albo inaczej. Wiem, że jestem w niej zakochany od momentu w którym dowiedziałem się co to jest miłość. A moja maska która znika tylko przy niej... tylko to potwierdza. Ale Cam nawet tego nie zauważa. Dla niej jestem tylko jej najlepszym przyjacielem. Dla większości tytuł najlepszego przyjaciela to już tyle, a nie tylko. Ale ja chciałbym być dla niej kimś więcej. Niestety ona nie jest zainteresowana. Skąd o tym wiem. Bo cholera... uczestniczę w rozmowach o facetach, jej i Lili. I wiele razy słyszałem jak mówiły, że Brand jest przystojny i tysiące innych chłopaków.
- Nie...- powiedziałem, a moje dalsze słowa zostały zagłuszone przez radość mojego kuzyna i jego równie nieskładną wypowiedź.-... mam coś przeciwko.- Ale oczywiście on tego nie słyszał, i tylko ja mogę mieć o to żal do samego siebie.
- Dzięki brachu, możesz mnie poprosić o co tylko chcesz... i w ogóle.- wyszedł rozradowany z mojego pokoju, a ja rzuciłem się na łóżko w niemym geście rozpaczy.
Mogłem myśleć tylko o tym jak to odkręcić i o pięknym uśmiechu Cam.
Notatnik mamy leżał na blacie. Musiała coś rysować. Już miałam to sprawdzić, gdy mama powiedziała coś do babci i rozłączyła się. Przestępowała z nogi na nogę przez moment i w końcu powiedziała.
- Camille, Jacelyn dzwoniła i zaprosiła nas na obiad. Mam nadzieję, że nie umówiłaś się z Willem albo Lili. Babcia bardzo chciała byśmy zebrali się wszyscy.
- Spoko, nie mam nic w planach.- Uśmiechnęłam się.- A widziałaś może gdzieś tatę?
- Jace jest w ... widziałam go przed chwilą w kuchni. Potem zadzwoniła babcia, nawet nie zauważyłam kiedy wyszedł. Idź go poszukaj w zbrojowni. Nie, albo w salonie, szukał jakiś nut.
- Czyli mogę zwiedzić cały dom ? Dzięki mamo.- Zaczęłam się śmiać. A ona mi zawtórowała.
Znów wyszłam na korytarz. Mój dom jest ogromny. A jego poprawna nazwa to rezydencja Herondalów. Ma ponad 30 komnat. Tata mówi, że jest wzorowany na swoim starym domu, w którym mieszkał jeszcze ze swoim przyszywanym ojcem- Valentinem. Który był ojcem mamy. Ogólnie historia mojej rodziny jest strasznie zagmatwana.
Weszłam do salonu. Nikogo nie widać. Skoro już tu jestem to zajrzę do biblioteki na przeciwko, może tam jest mój rodzic. Zostało mi jeszcze 27 pokoi. Nie jest źle. Poszłam do zbrojowni. Jest. Tata stał tyłem do mnie. Chciałam go zaskoczyć. Cicho się skradałam. To taki nasz zwyczaj. Nigdy mi się nie udało zajść go od tyłu. Pamiętam, że jak byłam mała, raz udawał zaskoczenie. Ale jak się o tym dowiedziałam, kazałam mu to odwołać i mój wynik jest jak na razie na zero.
-Camille już wróciłaś? Szybko dziś skończyłaś.- powiedział mój ojciec, nie odwracając się.
- Och , serio? Nigdy mi się nie uda. Zrobiłam trzy kroki, a ty już wiedziałeś, że to ja.- Zaśmiał się.
- Kiedyś ci się uda. I tak idzie ci to lepiej niż rok temu. Robiłaś krok i się zdradzałaś, teraz robisz trzy. - Odwrócił się do mnie. I uśmiechnął zachęcająco.
-Taaa... Kiedyś.- Chcąc zmienić temat spytałam- Co dziś robiłeś ? Bo ja miałam interesującą lekcję sztuk walki.
-Nic, nudzę się w domu. Twoja mama czasem mi pomaga się... hmmm... rozluźnić.- uśmiechnął się zawadiacko jak to mówi moja rodzicielka.
-Tatoooo....nie...błagam...nie mów przy mnie o tym co robicie gdy jestem w szkole. O Fuuu wiedz, że popsułeś mi nastrój tym stwierdzeniem.- Mówiąc to uśmiechnęłam jakby na zaprzeczenie swoich słów. Bo tak naprawdę byłam szczęśliwa, że moim rodzicom się układa. Wiele dzieci nocnych łowców nie ma tyle szczęścia. Wracając do starego tematu- Trener dobrał nam na zajęciach pary na cały rok. Zgadnij z kim będę się musiała katować.
-Nie brzmisz na nieszczęśliwą, więc Will.- Zgadł. Z nim mogę się poprzekomarzać, ponarzekać, ale nigdy nie mogę powiedzieć, że nie będę się z nim dobrze bawić. Dodatkowym plusem jest to, że Will dorównuję mi w walce, a nawet jest równie dobry jak ja. A co najważniejsze jest moim najlepszym przyjacielem.-A jak tam wasze romantyczne schadzki, bo twój "przyjaciel" coś wspomniał.-Spytał roześmiany, a słowo przyjaciel wyraźnie zaakcentował, dając mi do zrozumienia, że on w nie nie wierzy.
-Och. On żartował. Wiesz jak to jest z nim. Nigdy nie wiesz czy jest poważny.- Dodałam błagalne- Tatooo.- na potwierdzenie słów.
-Oj Camille, Camille- on się uśmiechnął, a ja wyszłam.
* * *
- WILL!- No nie mogę, ten dom to mieszkanie wariatów. Nawet moment nie mogę posiedzieć w spokoju, we własnym pokoju.
- Czego chcesz Brand!?- darłem się tak jak on.- I żeby do ciebie dotarło. Jeśli chcesz ze mną pogadać, rusz swoje przystojne cztery litery i wejdź na górę!- Chwilę później słyszę kroki na schodach. To musi być poważna sprawa, jeśli mój kuzyn fatyguję się, żeby wejść na górę.
Mówię 'wejść' zanim jeszcze zapukał. Drzwi się otwierają. Siada na moim łóżku i czeka. W końcu się odzywa.
- Will.- Jego głos jest na tyle poważny, że zaczynam się martwić. - Czy ty i Camille macie coś do siebie. W sensie.. czy ona ci się podoba? Bo jeśli tak, to ja..ten nie..no wiesz.
Czułem się jakby ktoś mnie uderzył. Dosłownie, poczułem ból. Wiedziałem, że mam szok wypisany na twarzy. Ale to chyba jasne. Nigdy nie spodziewałbym się czegoś takiego po Brandzie. Dlaczego ? Bo to zarozumiały dupek, któremu jeszcze nigdy nie podobała się jakaś dziewczyna, tak na prawdę. Zanim zdążyłem coś odpowiedzieć znowu zaczął mówić.
-Wiem, że się przyjaźnicie, ale jeśli coś do niej czujesz, to ja, nie zacznę z nią ... kręcić. Nie masz nic przeciwko ?- Kolejne zaskoczenie.
Prawda jest taka, że jestem w niej zakochany odkąd się tylko znamy, albo inaczej. Wiem, że jestem w niej zakochany od momentu w którym dowiedziałem się co to jest miłość. A moja maska która znika tylko przy niej... tylko to potwierdza. Ale Cam nawet tego nie zauważa. Dla niej jestem tylko jej najlepszym przyjacielem. Dla większości tytuł najlepszego przyjaciela to już tyle, a nie tylko. Ale ja chciałbym być dla niej kimś więcej. Niestety ona nie jest zainteresowana. Skąd o tym wiem. Bo cholera... uczestniczę w rozmowach o facetach, jej i Lili. I wiele razy słyszałem jak mówiły, że Brand jest przystojny i tysiące innych chłopaków.
- Nie...- powiedziałem, a moje dalsze słowa zostały zagłuszone przez radość mojego kuzyna i jego równie nieskładną wypowiedź.-... mam coś przeciwko.- Ale oczywiście on tego nie słyszał, i tylko ja mogę mieć o to żal do samego siebie.
- Dzięki brachu, możesz mnie poprosić o co tylko chcesz... i w ogóle.- wyszedł rozradowany z mojego pokoju, a ja rzuciłem się na łóżko w niemym geście rozpaczy.
Mogłem myśleć tylko o tym jak to odkręcić i o pięknym uśmiechu Cam.
sobota, 27 grudnia 2014
Rozdział I
- Cam, Brand wlepia swoje oczy w ciebie od pięciu minut co najmniej.
- Lil to dlatego, że zasłaniam mu widok na ciebie.- odpowiedziałam mojej przyjaciółce cicho, tak aby stary pan Capouch nie usłyszał. Nie pamiętam skąd wzięło się jego przezwisko, ale tak wszyscy go nazywają.
- Podejrzewam, że chce patrzeć na mnie, a wasze ... no powiedzmy sobie szczerze ... niezbyt szczupłe talie mu to uniemożliwiają.- wtrącił Will ze swoim łobuzerskim uśmiechem, który zdradzał, że sobie żartuje. I tak nie uchroniło go to jednak przed kuksańcem, który zadała mu Lili.
- Panno Carstairs czy nie przeszkadzam panience zanadto ?- spytał stary nauczyciel swoim ironicznym tonem. Zwrócił tym samym wzrok wszystkich zebranych w klasie na szatynkę, która z zakłopotaniem wymamrotała przeprosiny. I aż nazbyt gorliwie zaczęła czytać podręcznik.
Gdy w sali zapanował już względny spokój, Capouch zaczął prowadzić lekcję o historii neflim i jakiejś ważnej bitwie czy coś tam. Nie słuchałam go. Wolałam pomyśleć jak zabić demona na tysiąc sposobów niż znać szczegóły durnej wojny sprzed 100 lat.
Zadzwonił dzwonek. Wzięłam torbę i tak jak wszyscy, szybko się spakowałam. Musiałam poczekać na Willa, on tak jak ja miał teraz zajęcia sztuk walki. Lili w tym czasie uczyła się run.
Mój przyjaciel spakował już plecak i stał obok mnie. Ruszyliśmy korytarzem w stronę prawego skrzydła akademii. Tak... uczę się w elitarnej Akademii Jonathana Pierwszego Nocnego Łowcy w Alicante.
Trzy lata temu moi rodzice powiedzieli przy obiedzie, że się przeprowadzamy do Idrisu. Nie przeszkadzało mi to, nawet mi się podobało. W rodzinnym mieście neflim spędzałam każde wakacje.
Jest tam taki spokój i... czujesz już od pierwszego oddechu, że tam jest twoje miejsce, twój dom. Więc za każdym razem gdy musiałam wracać do NY, zduszałam w sobie tęsknotę. Teraz gdy tu mieszkam nic się nie zmieniło, z wyjątkiem tego, że teraz tęsknie za przyjaciółmi, których zostawiłam w wielkim mieście. Minęło już dwa miesiące od kiedy rozmawiałam i widziałam się Sophie. Pocieszam się tym, że za dwa miesiące kończę siedemnaście lat. I pewnie tak jak na każde moje urodziny dostanę dzień "wolności". Moja mama zrobi portal i będę mogła wybrać miejsce do którego chcę się przenieść. Wybiorę Nowy Jork tak jak co roku od trzech lat. I wtedy spotkam się z Soph.
Wracając do rzeczywistości.
- Will nie szturchaj mnie. Zamyśliłam się.
- Ca wiem, że nadal boli cię nasze rozstanie, ale to kiedyś minie. Spotkasz jeszcze osobę tak samo czarującą jak ja i równie przystojną... nie czekaj... nie ma takich cudownych i fascynujących ludzi jak ja.- uśmiechnął się z satysfakcją z udanego żartu, pokazując swoje białe, równe zęby.
- Hahaha Will, pozwalam ci marzyć dalej.- powiedziałam ze śmiechem. Dodając już półgłosem nadal roześmiana- Tylko proszę cię nie mów nikogo o swoich fantazjach związanych ze mną.
-Ca o jakich fantazjach mówisz ? Już nie pamiętasz o naszych romantycznych... schadzkach?- po tym zdaniu wybuchnęłam głośnym śmiechem. Gdy już się uspokoiłam, powiedziałam;
- Chodź mój Oszołomie, bo spóźnimy się na zajęcia.- nazywałam go tak od naszego pierwszego spotkania. Czyli od jakiś 10 lat. Will stał niedaleko miejsca w którym otworzył się portal, przez który przeszłam razem z mamą. Wtedy jeszcze jako mały chłopiec, otworzył szeroko oczy i usta. Mamrotał, że pierwszy raz widzi coś takiego. A potem zobaczył moją mamę i powiedział;
- Clary Fray znaczy Morgenstern... Herondale to super, że mogę panią poznać. Jestem...
- Oszołomem- powiedziałam zadziornie, bo na mnie nie zwracał uwagi. Wtedy spojrzał na mnie, tak jakby dopiero mnie zobaczył, bo pewnie tak było. I powiedział- Jak mnie nazwałaś dziewczynko?
- Oszołomem chłopczyku.
Po tamtej rozmowie jeszcze wiele razy się sprzeczaliśmy i przekomarzaliśmy, ale również w tamtej chwili zyskałam wakacyjnego przyjaciela. Jak się okazało później... najlepszego przyjaciela.
Od małego brzdąca widząc jak mój tata walczy, a mama rysuje, chciałam być taka jak oni. Wszyscy wiedzą kim są moi rodzice, stawiają mi większe wyzwania i mówią, że skoro mam takich rodziców to powinnam dać sobie radę. I daje, tylko nie wiem czy dlatego, że moi rodzice są tym kim są, czy dlatego, że ciężko pracuję by robić to co robię. Nie mówię, że moi rodzice nie są super, bo są. Tylko... oni są nadopiekuńczy. Ja pragnę adrenaliny, a oni bezpieczeństwa.
-Ca znowu odleciałaś.- powiedział Will, odrzucając swoje czarne gęste włosy. Spojrzał mi w oczy i powiedział, dziwnie nieobecnie - Chciałbym wiedzieć o czym myślisz Ca.
Zadzwonił dzwonek rozpoczynający zajęcia i pobiegłam za moim przyjacielem, który ruszył chwile przede mną. Znaleźliśmy się przed drzwiami prawego skrzydła. Will z szarmanckim ukłonem i uśmiechem na całej twarzy otworzył mi drzwi. A ja z zamieszaniem i głupkowatym uśmiechem na twarzy weszłam do budynku, a chłopak zaraz za mną.
niedziela, 21 grudnia 2014
Prolog
Letnie powietrze owiewało moją twarz. Było to dziwne w oszklonej oranżerii, która wyglądała pięknie oświetlona blaskiem zachodzącego słońca. Stałam na dachu instytutu, obok mnie stał Jace. Był zdenerwowany. Wdziałam to w sposobie jakim się poruszał. Wszystkie mięśnie miał napięte, choć na twarzy miał wypisany spokój. Ze zdenerwowaniem podał mi rękę. Przyjęłam ten gest z ulgą.
Spojrzałam na niego. Zastanawiał się nad czymś. Miał ten zacięty wyraz twarzy, który znam tak dobrze. Zaczęłam się martwić. Może stało się coś złego. Albo chce powiedzieć mi coś ważnego.
-Jace stało się coś ?- spytałam lekko zachrypniętym głosem. Spojrzał na mnie z miłością. Tak dobrze znaną. Tak samo patrzyłam na niego.
-Nie Clary... nic się nie stało.- uśmiechnął się. Stanął wprost przede mną.
-Pamiętasz co napisałem ci w noc której zmarłem ?- Pamiętam wszystko jakby to było wczoraj. To pierwsza noc którą spędziłam z Jace'm. Byliśmy wtedy w Alicante. A on poszedł walczyć z Jonathanem. Zostawił mi list. Był pewien, że idzie na śmierć.” Należę do Ciebie. Możesz robić ze mną, co tylko chcesz, a ja ci pozwolę. Możesz poprosić mnie o cokolwiek, a ja stanę na głowie, próbując Cię uszczęśliwić. Moje serce mówi mi, że to jest najlepsze i największe uczucie, jakiego mogłem doświadczyć. Jednak moja podświadomość wie o różnicy pomiędzy pragnieniem tego, czego nie mogę mieć, a tym, czego pragnąć nie powinienem. Nie powinienem Cię chcieć.
Przez całą noc widzę jak śpisz. Widzę jak blask księżyca przybywa i odchodzi, rzucając czarne i białe cienie na Twoją twarz. Nigdy nie widziałem czegoś piękniejszego. Myślę o życiu, jakie moglibyśmy mieć, gdyby sprawy potoczyły inaczej - o życiu, gdzie ta noc nie jest pojedynczym wydarzeniem, niezależnym od wszystkiego innego, lecz każdą nocą. Ale rzeczy nie są inne, a ja nie mogę na ciebie patrzeć bez uczucia, jakbym oszukał cię w swojej miłości..” *
-Napisałem, że nie powinienem cię chcieć, a jednocześnie tak bardzo chciałem być tylko twój, a ty tylko moja. Marzyłem o byciu z tobą. Ale wtedy wydawało się to niemożliwe. Teraz wierzę, a moja miłość do ciebie to jedyna pewna rzecz w moim życiu.- Delikatnie musnął moje usta swoimi, a potem przykląkł na jedno kolano i patrzy w górę. Prosto w moje oczy. W moją duszę. Wiedziałam o co zapyta. Nie bałam się tej chwili. Byłam szczęśliwa. I od zawsze wiedziałam jakiej odpowiedzi udzielę na pytanie, które zaraz mi zada.
-Clarisso Frey-Morgenstern. Jesteś pierwszym marzeniem, jedynym marzeniem, o którym nie mogłem nie marzyć. Jesteś pierwszym marzeniem mojej duszy i począwszy od tego marzenia, mam nadzieję, nadejdą następne marzenia, przez całe życie. Kocham cię Clary, tak bardzo cię kocham... Czy uczynisz mi ten zaszczyt i będziesz moją żoną ? Obiecuję cię kochać i wspierać jak tylko potrafię. Przysięgam na anioła, że do końca życia cię nie opuszczę. A jeśli jest jakieś życie po życiu to wtedy także będę cię kochał i będę przy tobie.- zrobił przerwę i nabrał powietrza. Nadal patrzyłam w jego oczy. W jego piękne i cudowne oczy.
-Tylko jeśli ty uszynisz mi zaszczytu i będziesz moim mężem.-powiedziałam drżącym głosem uśmiechając się. Doprowadziłam go tym zdaniem do wybuchu śmiechu. Szczerego i nie wymuszonego śmiechu.
- Czy ty chcesz podbudować moje ego ? -spytał zanosząc się śmiechem.
- Tak,Jace!- Wykrzyknęłam radośnie klękając naprzeciwko niego. Zbliżyłam twarz do jego twarzy, mocno przytuliłam i pocałowałam.
On wiedział, że to odpowiedz na oba pytania.
Subskrybuj:
Posty (Atom)